Zaremba: Tymczasowość nie musi być zła
Wojciech Kacperski: W ramach Warszawy w Budowie 3 będziecie realizować „Stadion Siedmiolecia”. Projekt zakłada przemianę dużej, pustej działki w Śródmieściu Warszawy na plac sportów miejskich. W swoim projekcie koncepcyjnym zaproponowaliście bogatą, wielofunkcyjną przestrzeń otwartą dla mieszkańców. Na jakim etapie realizacji tego projektu jesteście aktualnie?
Patryk Dominik Zaremba: Temat jest skomplikowany: pojawiła się idea, żeby wypełnić przestrzeń czasowo, ale jednocześnie, żeby zdjąć w Warszawie z tymczasowości złą pieczątkę, że wszystko, co tymczasowe, jest brzydkie i przeszkadzające, i którego nie można się pozbyć. Na świecie funkcjonują rozwiązania, które są tymczasowe, a jednocześnie ciekawe i aranżują miasto w sposób spójny, mimo, że doraźny. Tymczasowość miejsca, o którym rozmawiamy [kwartał między ulicami Zielną, Marszałkowską oraz Królewską – przyp. WK], wynika z faktu, że tam są roszczenia właścicieli do działek i ta sytuacja będzie trwała dość długo, bo takie sprawy toczą się w sądach latami. W tym rejonie miasta docelowo pożądana jest zabudowa trwała, która uzupełni tkankę miejską i stworzy żywą pierzeję Marszałkowskiej i Zielnej. Roszczenia, zamrożony status, brak inwestycji, sprowokowały nas do stworzenia idei tymczasowej aranżacji tej przestrzeni. Ta tymczasowość niestety kładzie się cieniem na projekt, gdyż wiele funduszy, które byłby przewidziane na docelową realizację, odpada – takich jak chociażby dofinansowanie unijne – przede wszystkim właśnie z powodu nieuregulowanej własności i czasowego charakteru pomysłu. Drugim problemem było znalezienie finansów na stworzenie koncepcji – koncepcji ścisłej, wielobranżowej, która byłaby w stanie powiedzieć nam, ile kosztowałaby realizacja całego projektu. Zrobiliśmy pierwszy kosztorys, bardzo orientacyjny, wyszło nam coś pomiędzy osiemset tysięcy, a milion dwieście. Trzeba się jednak spodziewać, że koszty mogą pójść w górę przy dobrych, praktycznych rozwiązaniach..
WK: Czyli jest to jeszcze dość początkowe stadium?
PDZ: Aktualnie jesteśmy ciągle na etapie tej koncepcji. Projekt zwrócił uwagę dzielnicy Bemowo. Dobrze, że pomysł zaczyna „klonować” w innych rejonach, ale idea ta nie jest pieczątką na wszystkie dzielnice. Trzeba pamiętać, że takiego projektu nie da się idealnie powielić w innym miejscu, bo tam mamy do czynienia z inną działką, innymi mieszkańcami, innymi funkcjami dookoła. Będzie to przestrzeń do zaaranżowania na cele sportów miejskich, ale w innym kształcie. Pojawił się jednak problem: praktycznie cała nasza ekipa zajęła się tematem na Bemowie, tam przykładając większość swoich sił, głównie z faktu, że na Bemowie jest szansa realizacji – dzielnica ma możliwość wyłożenia pieniędzy, a w Śródmieściu musimy szukać sponsora. Burmistrz Śródmieścia polecił nam skontaktowanie się z Ratuszem, ale ciężko jest z jakąś ideą dobić się do władz miasta. Teraz jest tak, że ja w zasadzie sam zostałem przy tym skwerze na Zielnej, razem ze mną jest pracowania MOKO, która wygrała nasz wewnętrzny przetarg na wykonanie koncepcji. Poszukujemy finansowania na wykonanie koncepcji wielobranżowej, a jest ona potrzebna, by przedstawić szczegółową ofertę potencjalnemu sponsorowi. Ja wierzę wciąż, że sponsor się znajdzie, tylko trzeba przygotować dla niego ciekawą ofertę przewidującą, co może otrzymać w zamian. Choćby nawet w aspekcie wizerunkowym. MSN wesprze nas finansowo, ale chciałoby, żebyśmy tym projektem wnieśli jakiś dodatkowy element do festiwalu „Warszawa w Budowie 3”. Pytanie, co to będzie, pozostaje jeszcze otwarte. Myślę, że będą to konsultacje. Jeżeli taki padnie wybór, to będą to konsultacje o specyficznym charakterze. Wytłumaczę o co mi chodzi: otóż, przy normalnych konsultacjach mamy do czynienia z następującym porządkiem: zbieramy opinie mieszkańców, realizujemy projekt, potem konsultujemy go znowu, zmieniamy. Tutaj natomiast przychodzimy z konkretnym pomysłem, co z pewnością zantagonizuje część osób, bo jest to naturalne zjawisko, że wobec konkretnego projektu ktoś będzie chciał stawić opór. Ta perspektywa nas jednak nie przeraża. Ja w ramach Forum Rozwoju Warszawy zainteresowany jestem szczególnie przeprowadzeniem konsultacji z mieszkańcami, żeby dowiedzieć się, jak postrzegana jest przez nich tymczasowość miejsc, jak postrzegane są miejsca generujące hałas, jak postrzegane jest w ogóle życie w Śródmieściu – w którym hałas jest już obecny przez samochody, tramwaje; widać to szczególnie teraz, np. przy rondzie ONZ, jak jest cicho, kiedy ruch jest wyłączony. Byłoby to działanie polegające na skonfrontowaniu mieszkańców z tą ideą i dowiedzeniu się o negatywnych opiniach, spostrzeżeniach; jak oni o tym myślą, i spojrzeniu na te kwestie w szerokim zakresie – dlaczego np. mieszkańcy nie włączają się, nie proponują niczego, a dlaczego z kolei akceptują ten pusty plac, jaką rolę by dla niego widzieli: czy woleliby tam zwykły parking, czy miejsce dla psów, czy uważają, że takie puste przestrzenie są dobre dla miasta? To mogłoby pokazać, że my w stowarzyszeniu myślimy w sposób zupełnie odmienny od mieszkańców – myślimy o tym, żeby miasto scalać i nadawać mu funkcje, a może się okazać, że większość mieszkańców akceptuje stan obecny, bądź pożąda przekształceń…
WK: Do jakiego stopnia jesteście w stanie zmienić ten projekt, w zależności od tego, co usłyszycie od mieszkańców?
PDZ: Nasze działanie jest wielopłaszczyznowe. Z jednej strony projekt będzie powstawał jako ciągle sztywna koncepcja tego kształtu, który zaproponowaliśmy (bo musimy go wycenić). Równolegle będziemy rozmawiać z mieszkańcami. Ofertę staraliśmy się już przewidzieć, obserwując to, co mieszkańcom może podobać się lub jakie mogą mieć oczekiwania. Warto zauważyć, że wśród niektórych osób pojawiły się już głosy, że to jest projekt dla bardzo wąskiej grupy osób młodych (pojawiły się jednak po dość pobieżnym zaznajomieniu się z tematem). Projekt ten nie celebruje jednak tylko młodości, zawiera on nowatorskie rozwiązania urządzeń, które pozwoliłyby wykonywać proste, rekreacyjne ćwiczenia przez osoby starsze. Stoliki szachowe też są przewidziane. Uwzględniliśmy także miejsca postojowe, a więc to, co miasto przewidziało wzdłuż ulicy Zielnej. W planach dzielnicy nie ma tam parkingu, tylko zwykły trawnik (skądinąd warto nadmienić, że obecny jego charakter również powinien ulec zmianie, ponieważ pozostawia on dużo do życzenia, jest bardzo zaniedbany, przypadkowy). Nasz projekt przewiduje pewne antagonizmy, oczekiwania, ale jednocześnie jesteśmy świadomi tego, że mieszkańcy mogą nas zaskoczyć, więc wstępnie planujemy wycenić naszą koncepcję, a następnie przeprowadzimy działania i w ramach festiwalu „Warszawa w Budowie 3” będziemy zderzać naszą propozycję z oczekiwaniami mieszkańców i będziemy wyciągać wnioski. Chcemy sprawdzić, na ile są oni w stanie zaakceptować oddolną inicjatywę, nie narzuconą przez Miasto, a jednocześnie realizowaną w oparciu o struktury miejskie. Chcielibyśmy sprawdzić, czy i jak wszystkie strony byłyby w stanie osiągnąć kompromis w obrębie naszej ingerencji?
WK: Co powołało do życia ten projekt?
PDZ: Pustka miasta i zapotrzebowanie na sporty miejskie. Grzesiek Gądek z Polski Młodych skupił się na sportach, zauważył, że teren jest pusty, i że warto go wykorzystać. Wiedział jednak, że są roszczenia, zatem wpadł na pomysł czasowego projektu, który odejmowałby od rozwiązań tymczasowych łatkę nieatrakcyjności. Miałby on negować podejście, że tymczasowość, to tylko prowizorka – rozpadająca się, bardzo tania. Z mojej strony pojawił się pomysł , żeby zacząć scalać – nawet takimi tymczasowymi ruchami – przestrzenie miejskie. Warszawa jest mocno dotknięta dekretem Bieruta i być jeszcze przez wiele lat problemy braków zabudowy, problemy własnościowe, w przestrzeni będą wciąż widoczne. Przejdźmy sobie ten rejon: idąc ze Starego Miasta, jesteśmy – powiedzmy – polskim turystą, który dawno w Warszawie nie był. Widzimy Krakowskie Przedmieście, skręcamy w którąś z bocznych ulic – Ossolińskich lub Królewską – widzimy duży Plac Piłsudskiego, idziemy pod Grób Nieznanego Żołnierza, wchodzimy do Ogrodu Saskiego, idziemy na skrzyżowanie Marszałkowskiej i Królewskiej… i co dalej? Stąd widać w dali Pałac Kultury, bardzo dużą przestrzeń przed nim, widzimy Marszałkowską, Królewską, która prowadzi do Grzybowskiej. Można stąd pójść wzdłuż Marszałkowskiej, aż do Domów Centrum; można też iść Królewską, aż do Placu Grzybowskiego, do którego jeśli wejdziemy, to później będziemy szukać z niego wyjścia. Widać w tym, że gdyby powstał w tym miejscu ten skwer, to osoba stojąca na wspomnianym skrzyżowaniu już by widziała, że coś się dzieje, ktoś ożywia tę przestrzeń, dynamicznie ją wykorzystuje i mogłaby tam podejść. Potem zaś już można mnożyć przykłady, gdzie poszłaby dalej – choćby w kierunku ulicy Próżnej, której pierzeje też oczekują remontu.. Dzięki takim działaniom miasto wydaje się bardziej „zszyte”, pojawiają się w nim różne obszary, które coś sobą reprezentują i zachęcając odbiorcę do zwiedzania, pozwalają płynnie pokonywać miasto, poznawać je, odkrywać. Taki zwykły trawnik nie zachęca wcale, żeby podejść do niego, przejść, to jest zwykła „ziemia niczyja”, na którą nikt nawet nie spogląda. Problemem tutaj też są owe kwartały, do których nie ma dostępu – czy to mówimy o kwartałach przy ulicy Zielnej, Królewskiej, czy przy Emilii Plater, Świętokrzyskiej, czy np. w rejonie Norblina – można tak wymieniać całe obszary. Są to rejony, które mają spójność z pozostałymi kwartałami tylko w czterech narożach (czyli tam, gdzie są przejścia dla pieszych), zaś wzdłuż ich boków nie ma tej spójności. To są typowe dla Warszawy problemy: kwartały, które są albo żywe, albo martwe, ale nie mające wystarczającej ilości przejść i spinających je funkcji, więc pozostające w pewnej izolacji od siebie. Ktoś, kto nie zna miasta, szybko się gubi w takim układzie i odczuwa brak genius locci – ducha miejsca, którego tworzą pewne miejskie funkcje, wydarzenia, obiekty.
WK: W jaki sposób ten projekt idzie w sukurs zmianom, których obecnie doświadczamy w Warszawie?
PDZ: Z jednej strony można powiedzieć, że zapoczątkował to „Dotleniacz”, który był na Placu Grzybowskim, który stał się swoistym symbolem oddolnej inicjatywy artystycznej, zaimplementowanej w nową przebudowę miejsca. Ten projekt oczywiście utracił w obecnym kształcie placu swój pierwotny charakter, ale pozostało jego echo, co uważam za pozytywny przykład wpływu oddolnych działań na późniejsze działania Miasta. W naszym projekcie jednak pojawia się aspekt bardzo spójnego działania. Po części weszliśmy w kompetencje Miasta, Biura Architektury, nieistniejącego stanowiska Architekta Miejskiego i próbujemy zaaranżować w konkretny sposób konkretną przestrzeń, pokazując Miastu, jakimi rozwiązaniami oraz w jakim celu. Jest to oddolne działanie, wskazujące kierunek przekształcania. To wejście na tych wiele płaszczyzn jest po części przyczyną tych wszystkich problemów, które dotykają tego projektu. Bardzo trudno jest pogodzić wszystkie strony, które byłby jego beneficjentami. Burmistrz wyraził swoje zainteresowanie, ale jednocześnie postawił barierę, że zrobi wszystko dla projektu, ale poza jego finansowaniem. Do Ratusza bardzo ciężko jest dotrzeć. Projekt również był zawłaszczany do doraźnych celów, jak chociażby do starań o tytuł ESK2016, gdzie został wpisany do aplikacji, jako projekt do wykonania na wypadek zwycięstwa Warszawy. Takie ruchy powodują, iż tego rodzaju inicjatywy bardzo szybko umierają, gdy aplikacja nie udaje się, przegrywamy jakieś eliminacje, starania. To może jest wpisane w taką działalność oddolną. My jednak – i to chciałbym podkreślić – nie chcemy robić niczego, co mogłoby zostać postrzeżone jako działalność przeciwko Miastu. Nie chcemy się wobec nikogo antagonizować. Co więcej: chcemy zaprosić wszystkie ze stron do tej inicjatywy. Nawet później ją przekazać, żeby poprowadziły ją według własnego zamysłu. Chodzi nam przede wszystkim o to, żeby ta idea się zmaterializowała.
WK: To powiedz mi w takim razie: jaki jest problem w robieniu takich projektów?
PDZ: Nie ma płaszczyzny, która by połączyła Miasto z takimi pomysłami. Tak naprawdę znaleźliśmy się ponownie na „ziemi niczyjej”, tym razem mentalnie i organizacyjnie, na której wyraźnie widać, że nie ma rozwiązań prawnych, nie ma jednostek, w ramach których można by się spotkać z Miastem i zaproponować, żeby zastanowiło się ono przynajmniej, czy jest to dobre rozwiązanie. Są Komisje Dialogu Społecznego, ale one działają na bardzo ogólnym poziomie i są „miękkie” w swoim działaniu doradczo-opiniującym. Problem z wykorzystaniem pomysłu widać było w reakcji burmistrza: przyszła grupa osób, pokazała fajny projekt, zaskakujący nawet swoim zaawansowaniem, ale nie wiadomo, co z tym zrobić? To jest podstawowy problem. Ale to w gruncie rzeczy dobrze, bo to pokazuje jaki jest zakres działań i możliwości niezagospodarowany o rozwiązania prawne i być może ktoś zastanowi się, jak to sformalizować. Tu jednak nie chodzi o fakt, że potrzebne są nowe rozwiązania prawne. Bo ja nie jestem zwolennikiem tworzenia nowego prawa i mnożenia przepisów. Ważniejsze jest jego wykonanie. Być może okaże się, że w ramach istniejącego prawa są pewne możliwości, tylko nie ma odpowiednich narzędzi wykonawczych, które pozwoliłyby działać.
WK: „Stadion Siedmiolecia” jest projektem interdyscyplinarnym, łączącym w sobie kwestie społeczne, urbanistyczne oraz wiele innych. Czy uważasz, że takich inicjatyw powinno być więcej w Warszawie?
PDZ: Na dobrą sprawę można powiedzieć, że ta interdyscyplinarność funkcjonuje w każdym projekcie. Jednak, jak myślę sobie o takich miejscach, jak Plac Grzybowski, ulica Chłodna, to odnoszę wrażenie, jakby ich „rewitalizacje” (czy może lepiej powiedzieć: remonty, bo z prawdziwą rewitalizacją, działania w tych miejscach mają niewiele wspólnego) były przede wszystkim realizacją decyzji osób, które posiadają odpowiednie narzędzia, dzięki czemu mogą decydować o kształcie tych miejsc. Są przetargi, wygrywają je firmy, które proponują projekt, potem wchodzą firmy, które ten projekt realizują, ale to powoduje, że mieszkańcy są gdzieś na uboczu, że stawiani są w roli odbiorców. W wielu przypadkach tej interdyscyplinarności po prostu nie ma. Przykładem tu jest Pasaż Wiecha, którego obecny kształt jest rezultatem braku pewnych działań, jak choćby zmiany własnościowe gruntów i lokali. Są w Warszawie obszary, które wymagają poprawy jakości estetyki, ale też takie, których zmiana powinna być jednak odłożona w czasie, i na których powinny wpierw dokonać się procesy własnościowe, a także procesy dotyczące funkcji tych obszarów. Dopiero później będzie można się za nie wziąć i je „upiększyć”. My staraliśmy się wymyślić funkcje, skonsultować je z użytkownikami (przeprowadziliśmy ankiety w liceach – 1200 ankiet – wspierała nas w tym Młodzieżowa Rada Dzielnicy), odbyły się rozmowy z gronem sportowców, prowadziliśmy rozmowy z mieszkańcami dzielnicy. Te rozmowy nie zawsze były ubrane w taki szczegółowy program konsultacji. Na to potrzebne są i środki i czas. Dlatego postanowiliśmy przygotować pewne rozwiązanie i potem skonfrontować je z oczekiwaniami mieszkańców, wiedząc, że i tak dużo czasu upłynie, zanim nastąpi etap realizacji. Dlatego kładziemy nacisk na większe spektrum odbiorców oraz innych podmiotów. Kiedy weźmiemy przykład innych rozwiązań – jak Emilii Plater – tam został przeprowadzony remont, który miał charakter bardzo doraźny. Od razu powiedziano, że nie ma pieniędzy na inwestycje typu garaże podziemne, więc podniesiono tylko estetykę tego miejsca (bo jest to rejon dworca, rejon ścisłego centrum). Udział mieszkańców był w tym przypadku bardzo niski. Projekt był prezentowany na KDSach, ale został on przeprowadzony dość odgórnie, urzędniczo, a my, mieszkańcy, zostaliśmy potraktowani jako odbiorcy. Można zatem wyciągnąć z tego wniosek, że ta interdyscyplinarność w przetwarzaniu przestrzeni miejskich nie jest powszechna w Warszawie. Realizowana ona jest w bardzo wąskich przedziałach – albo urzędniczych, albo w kategoriach rozwiązań drogowych – a nie ma w tym myślenia o tym, jakie funkcje wprowadzać, dla kogo, jak zaaranżować zieleń, by była ważnym elementem, jak rozwiązać problemy własnościowe – gruntów, lokali, kto i w jakim celu będzie odbiorcą tych przestrzeni, a kto oferentem i jakich usług, jak rozwiązać kwestie drogowe? W miejscach, w których nie ma zabudowy trwałej można wprowadzać rozwiązania, która w sposób tymczasowy ożywiałaby przestrzeń. W Warszawie to jest bardzo częsty problem – duża liczba rejonów, które pozbawione są funkcji zatrzymujących przechodniów i zachęcających do pozostania w danym miejscu. To jest dopiero interdyscyplinarne myślenie: o aranżowaniu przestrzeni, które zatrzymają ludzi. Za tym idą rozwiązania funkcjonalne, architektoniczne, urbanistyczne, ale i prawne (bo ktoś przecież jest właścicielem tych przestrzeni, trzeba się wówczas dowiedzieć kto i zapytać, czy zgadza się na proponowane zmiany, czy ma inne oczekiwania, możliwości aranżacji we własnym zakresie). Potem można porozmawiać z użytkownikami jednego budynku, drugiego, żeby wprowadzili zmiany. To są drobiazgi, ale i sprawy wielkie, istotne, ustalenia, których u nas brakuje przy wielu projektach rewitalizacyjnych. Powtarzam, prawdziwa rewitalizacja zawiera aspekt społeczny, a to, co się robi u nas, to są co najwyżej remonty!
WK: A czy mógłbyś wskazać jakiś projekt rewitalizacyjny, który odróżniałby się na tle tych „remontów”?
PDZ: Dobrym przykładem jest tutaj Plac Grzybowski. Jego „rewitalizację” poprzedziły rozmowy z mieszkańcami i szereg pomysłów wyłonionych wskutek tych rozmów zostało zrealizowanych. Wydaje mi się jednak, że Plac Grzybowski dopiero BĘDZIE „ekstra miejscem” – te pieniądze, które przeznaczono na jego przebudowę, to były pieniądze wydane tylko na jeden z etapów. Za jakiś czas zostanie wybudowany wieżowiec Twarda Tower, wyremontowany kościół, być może przebudowany Teatr Żydowski, być może pojawi się jeszcze budynek związany z Gminą Żydowską (tam był planowany wieżowiec, drugi, obok Twardej Tower). Może okazać się wskutek tych przemian , że na Placu Grzybowskim zaczną pojawiać się nowi odbiorcy, którzy będą w jakiś sposób animować to miejsce. W końcu pojawią się pieniądze, część nawierzchni zostanie zdjęta, wybudowany zostanie garaż podziemny i znowu to, co zostało rozebrane, trzeba będzie odtworzyć i być może to zostanie zrobione już w innym charakterze. Nowi użytkownicy wyznaczą nowe funkcje. Tak naprawdę ten plac za dziesięć, piętnaście lat być może będzie docelowy, a to, co jest teraz, to tylko kolejny etap podniesienia jego rangi. Podobnie jest na Chłodnej – tam przecież są obrzydliwe pawilony, które trzeba będzie przebudować, zburzyć nawet i przeprowadzić nowe inwestycje, a jak zacznie się ich budowa, wjedzie ciężki sprzęt, to to, co tam teraz jest remontowane, ulegnie degradacji. A zatem, to są etapy. Trzeba na te etapy wydać pieniądze, by zmieniać przestrzeń, dążyć do coraz lepszych rozwiązań i wyższej jakości. Potem warto zaobserwować, co ludzie z tym robią, to zaś powinno zdeterminować funkcje przyziemi budynków – być może pojawią się knajpy, a może sklepy o jakimś wspólnym charakterze? To, co zostało wykonane, zostanie w jakimś stopniu zniszczone, dlatego trzeba będzie przestrzeń na nowo aranżować.
WK: Rozumiem, że mówisz o problemie perspektywicznego myślenia w wykonywaniu projektów.
PDZ: Tak – to perspektywiczne myślenie nie jest wszędzie i nie widać go. Tym jednak nie należy się przejmować, bo miasto samo w sobie jest perspektywiczne i samo w sobie wymodeluje swoje rejony. Uczynią to jego mieszkańcy. Ważne jest, by bacznie obserwować i wyciągać wnioski. My zaś jesteśmy na jednym z etapów. U nas kuleje infrastruktura. Wszędzie o tym mówię, czy piszę. Symbolem tych wszystkich problemów Warszawy jest budynek Muzeum Sztuki Nowoczesnej. On pokazuje, jak ważną rolę w rozwiązywaniu takich inwestycji odgrywa infrastruktura. Najpierw bowiem musi powstać łącznik metra. To inżynierskie rozwiązanie blokuje budowę budynku. Rozumiemy, że tak to jest funkcjonalnie rozwiązane, ale to pokazuje, że w Warszawie wszystko należy najpierw robić na płaszczyźnie podziemnej (garaże, metro, nowoczesne sieci itd.), równolegle starać się przestrzeń miejską odczarowywać z tej brzydoty warszawskiej (czyli zaniedbań, przypadkowości, połamanych chodników), ale mieć przy tym świadomość, że te pieniądze idą na realizację jednego z etapów. Gdy ta infrastruktura powstanie, pojawią się nowi użytkownicy, to znowu trzeba będzie remontować to, co zostało wcześniej zmodernizowane. Na Placu Grzybowskim, na przykład, miejsca, w których widzimy wyłamane słupki, pokazują nam, gdzie są zakusy kierowców, żeby bliżej dojechać. Teraz, gdy to już jest, to osoba, która znowu będzie projektować plac, powinna te wyłamane słupki uwzględnić. Te zniszczenia pokazują, czego ludzie oczekują: że gdzieś murek jest nie tak, że gdzieś słupek źle postawiono, że potrzeba miejsc postojowych – zatem garaż podziemny dopiero uratuje i ostatecznie uwolni nawierzchnię. Wiadomo, nie wszystkie oczekiwania ludzi można zrealizować, bo jest ich wiele i naturalnie często są one sprzeczne, nierealne, nieekonomiczne, bądź wręcz niedorzeczne czy niebezpieczne. W tym zakresie rolą miasta jest znalezienie „złotego środka”. Czasami trzeba coś nakazać, czasami zakazać, czasami na coś zwrócić uwagę. To jest oczywiście skomplikowane.
My, przy projektowaniu Skweru też popełniamy błędy i uczymy się. Pamiętać należy, że urzędnicy również mają różnego rodzaju ograniczenia strukturalne, prawne. My mamy pod tym względem większą wolność w kreowaniu pomysłu, bo chcemy dopiero później ubrać go w jakieś ramy. Urzędnicy nie działają w ten sposób, ponieważ u nich naprzód pojawiają się owe ramy, w których działają. Być może dlatego powinni w niektórych rejonach oddać jakimś uwolnionym grupom społecznym możliwość stworzenia koncepcji, by później ubrać ją w kształt bardziej sformalizowany i zrealizować.
WK: Pomimo tych trudności, warto takie rzeczy robić?
PDZ: No tak, bo w innym wypadku wpadniemy w stan zamrożenia. Doraźne działania na różnych szczeblach są bardzo potrzebne, bo one pokazują różnego rodzaju niedostatki, oczekiwania, potencjał. Nawet nazwa festiwalu – „Warszawa w budowie” – wskazuje na to, że ciągle jesteśmy na etapie budowy naszego miasta. Te różne budowy czasami sobie nawzajem przeszkadzają, ale jednocześnie zwracają uwagę innych, którzy podłapać mogą pomysł, jak coś zmienić na swoim podwórku, albo jak sami przeprowadziliby te budowy inaczej. Jest to naturalny etap rozwoju miasta. Jesteśmy teraz na takim etapie, tak nas pokierowała historia. Uczestnictwo w takich inicjatywach powoduje fascynację i zadowolenie z jednej strony, natomiast z drugiej wzmaga niecierpliwość, że chciałoby się to już mieć, odetchnąć z ulgą i żyć w mieście skończonym, a nie na ciągłej budowie…
Warszawski Skwer Sportów Miejskich (zwany także „Stadionem Siedmiolecia”):
Społeczno-architektoniczny projekt zagospodarowania działki między ulicami Marszałkowską, Zielną oraz Królewską. Ideą jego jest stworzenie wielofunkcyjnej przestrzeni do uprawiania różnego rodzaju aktywności sportowych w samym centrum miasta. Inicjatywa ta przeistoczyłaby puste miejsce w śródmiejski plac spotkań oraz aktywnego spędzania wolnego czasu. W związku z nieuregulowaną sytuacją własnościową terenu projekt ten pomyślany został jako tymczasowy. Więcej o projekcie.
Pomysłodawca: Grzegorz Gądek. Autorzy koncepcji architektonicznej: BUDCUD: Mateusz Adamczyk, Centrala: Simone De Iacobis, Małgorzata Kuciewicz; Stowarzyszenie Polska Młodych: Grzegorz Gądekl MOKO Architects: Michał Gratkowski, Marta Frejda; DSK Family: Tomasz Kotrych; KAPS Architekci: Monika Morawiak; WWA Architekci: Marcin Mostafa, Natalia Paszkowska Agata Woźniczka; INFO Magazine: Kuba Perzyna; Forum Rozwoju Warszawy: Patryk D. Zaremba. Opracowanie projektu koncepcyjnego wielobranżowego: MOKO Architects. Konsultanci merytoryczni: DSK Family, Skatepark.pl, Snowtown.pl, Stowarzyszenie Parkour United. Patnerzy projektu: Gazeta.pl Warszawa, INFO Magazine, Młodzieżowa Rada Dzielnicy Śródmieście, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.
Patryk D. Zaremba (ur. 1978) – zawodowo zajmuje się architekturą, głównie wnętrz. Od 3 lat członek zarządu stowarzyszenia Forum Rozwoju Warszawy, od 2 lat – przewodniczący Komisji Dialogu Społecznego przy Biurze Architektury i Planowania Przestrzennego urzędu m. st. Warszawy. Współautor i koordynator m.in. projektu FRW „Aleja Marszałkowska” – idei stworzenia wieloaspektowej strategii rozwoju ulicy Marszałkowskiej, celem podniesienia jej rangi i uczynienia główną ulicą handlową miasta. Organizator warsztatów „Partycypacja społeczna w planowaniu przestrzennym Warszawy” w ramach festiwalu MSNu „Warszawa w budowie 2”, uczestnik VII edycji programu „Liderzy” Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności i Stowarzyszenia „Liderzy”. Orędownik tworzenia spójnej i konsekwentnie realizowanej wizji Warszawy przyszłości. Zwolennik interdyscyplinarnego podejścia do zarządzania miastem, uwzględniającego oczekiwania mieszkańców i odpowiadającego na współczesne wyzwania oraz problemy stojące przed aglomeracjami. Niecierpliwie czeka na najwyższą klasę przestrzeni miejskiej, którą uważa za trzeci dom każdego człowieka w każdym mieście – po miejscu zamieszkania i miejscu pracy.
Wojciech Kacperski (ur. 1986) – student filozofii i socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Miejski przewodnik po Warszawie. Zainteresowania: socjologia miasta, antropologia miasta, percepcja przestrzeni miejskiej. Pisze także o miejskich ruchach społecznych. Publikował w „Przeglądzie Filozoficznym” oraz „Kulturze Liberalnej”.