Jest życie w szklanych rurkach

fot. B. Stawiarski

Wieczór „Życie neonów” spotkał się z ogromnym zainteresowaniem i żywą reakcją widzów „Warszawy w budowie”.

Zaczęło się o 19.00 zapaleniem „Siatkarki” przy Placu Konstytucji 5. W sześć lat po słynnej akcji artystki Pauliny Ołowskiej została uruchomiona po kolejnym poważnym remoncie. „Siatkarkę” – jeden z najsłynniejszych warszawskich neonów autorstwa Jana Mucharskiego – przejęło pod swoją opiekę Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Z tej okazji zorganizowaliśmy wieczór „Życie neonów”.

Jacek Hanak, wieloletni pracownik firmy Reklama zaprezentował metody produkcji neonów, ich tajniki są znane warszawskim rzemieślnikom od wielu pokoleń. Swój pokaz zakończył konstatacją, że od czasów dwudziestolecia międzywojennego do technologii produkcji nic istotnego nie wniesiono.

„Siatkarka” jest jednym z najlepszych przykładów odwilżowej neonizacji stolicy. Wprawdzie jej los nie jest obojętny mieszkańcom socrealistycznego bloku przy Placu Konstytucji, to nie chcą wziąć odpowiedzialności za bieżące prace konserwacyjne. I tak jest w całej Warszawie. Mieszkańcy akceptują i lubią neony, ale też spokojnie patrzą na to jak popadają one w ruinę.

W dyskusji zadano Naczelnikowi Wydziału Estetyki Biura Architektury Miasta Tomaszowi Gamdzykowi pytanie o przyszłość starych reklam. Według niego władze miasta są w trudnej sytuacji, ponieważ neony to zazwyczaj pozostałość po historycznych peerelowskich firmach, które zazwyczaj już dziś nie istnieją. Dlatego los intrygujących przykładów projektowania lat 50. i 60. jest niepewny. W dyskusji wspomniano o problemach, jakie stwarzają wspólnoty mieszkaniowe, które usuwają neony a z drugiej strony panoszący się wszędzie współczesny outdoor. Zarządcy budynków mieszkaniowych prowadzą brutalną dla wyglądu naszych ulic politykę sprzedaży powierzchni pod reklamę, nie interesują się zazwyczaj utrzymywaniem neonów, nawet jeśli są one cennymi przykładami projektowania.

Joanna Peters, wieloletnia przewodnicząca wspólnoty przy Pl. Konstytucji 5, postulowała by opiekę nad neonami przejmowało miasto. Tomasz Gamdzyk zasygnalizował konieczność powoływania nowych neonowych inicjatyw przez mieszkańców, gdyż miasto nie ma w tej chwili takiej finansowej i prawnej możliwości. Obiecał, że miasto będzie takie pomysły patrzeć przychylnie, ale nie jest gotowe przejąć pod opiekę wymagających naprawy reklam.

W dyskusji pojawił się też pomysł wpisywania neonów do rejestru zabytków. Wiele z nich stało się wizytówkami różnych ważnych części miasta. Trudno sobie wyobrazić Al. Jerozolimskie bez reklamy Orbisu czy też ul. Puławską bez „Mozaiki”. Choć pomysł może wydawać się utopijnym, należy w niektórych przypadkach, szczególnie reklam abstrakcyjnych, nie związanych już z żadną marką, rozważyć nadzór konserwatorski. Takimi wyabstrahowanymi z komercyjnych sensów świecącymi pamiątkami z przeszłości stał się „Globus” i „Siatkarka”.

Paulina Ołowska podkreśliła, że neony mają dużo ważniejsze miejsce w mieście niż tylko funkcję reklamową. Bardzo często w PRL neony niczego nie reklamowały, ale powstawały jako ważny element tworzący miasto. Dziś są czymś w rodzaju świetlnych rzeźb z innej epoki. Mają znaczenie społeczne.

Po burzliwej dyskusji, w której pojawiło się wiele zaangażowanych wypowiedzi (często bardzo gwałtownych) jedno jest pewne: choć neony dodają miastu życia, to w tej chwili nikt w Warszawie nie ma dobrego pomysłu jak je chronić i rozpowszechniać. Na pewno nie jest dobrym rozwiązaniem składowanie ich w muzeach. Powinny być widoczne w mieście, są przecież stworzone dla ulicy. Przed warszawskimi „neoniarzami” stoi trudne wyzwanie.

Wieczór zakończył performans Pauliny Ołowskiej i pracowników firmy Reklama – Ryszarda Kałowskiego oraz Tadeusza Gocłowskiego „Tysiącsiedemsetsiedemnaście neonów w Warszawie”.

 

Notował TF

 


 

Post a comment.