Tożsamość osiedla „Służew nad Dolinką”
Jakim miejscem jest osiedle „Służew nad Dolinką”? Jak tam się żyje? Co stanowi tożsamości miejsca i jaka czeka je przyszłość? To tylko kilka pytań, na które odpowiadali uczestnicy i uczestniczki spotkania „Przeszłość i przyszłość SND”, które odbyło się w środę na pawilonie M3. Dyskutowali: Halina Kasprzak (lokalna blogerka), Krzysztof Herbst (socjolog miasta), Ewa Willman (dyrektorka Służewskiego Domu Kultury), o. Witold Słabik (probosz parafii św. Dominika), Marek Rapacki (dziennikarz, lokalny aktywista), oraz grono mieszkanek i mieszkańców osiedla. Głos zabrali również autorzy wideo sondy „Historie znad Dolinki”, Paulina Jeziorek oraz Tomasz Adamczyk.
Wszyscy zgodnie stwierdzali, że w SND żyje dobrze, wygodnie i przyjemnie. Ewa Willman mówiła o oddechu jaki dają nieregularnie umieszczone bloki. Pojawiały się również głosy o specyficznym sentymencie, który budzą świecące się w nocy okna blokowiska, bo wtedy „czuje się, że tu mieszkają ludzie”. Krzysztof Herbst przypominał, że SND to było osiedle, na które się chodziło oglądać dobrą architekturę. Zwłaszcza balkony, na tyle duże, że nie tylko można było na nie wyjść, ale też wstawić stolik i zjeść śniadanie. Paradoksem za to było to, że planistom udało się narysować osiedle odwrócone tyłem do Dolinki. Mimo, że Dolinka była tuż obok, projektanci jednak tego nie widzieli. Bardzo możliwe, że trochę inne usytuowanie bloków sprawiłoby, że Dolinka byłaby silniej odczuwana nie jako sąsiedztwo, ale jako część osiedla.
Równie ważne było poczucie bezpieczeństwa.. Mimo, że mieszkańcy jeszcze pamiętają o morderstwach w Dolince na początku lat 90-tych. Na szczęście obecnie okolica jest przyjazna, a po dawnych rozbojach pozostała tylko legenda i piosenka Tede „Rzeźnik z Esende”. W dolince mieszkanki i mieszkańcy nawet w nocy czują się bezpiecznie. Osiedle zaś obecnie jest monitorowane, co – jak pokazała sonda – przeszkadza części młodszych mieszkańców, zwłaszcza dzieciom. Jednocześnie te same osoby mówią, że dobrze, że można liczyć na interwencje policji i straży miejskiej. Jak w każdej zróżnicowanej społecznie i wiekowo grupie, pojawiły się głosy, o uciążliwości młodszych i starszych pijaków się pojawiały, ale były one nieliczne. Szybko jednak spotkały się z ripostą jeden z młodszych mieszkańców, ojca dwulatki, który podkreślał, że często to właśnie ze strony tych „meneli” można liczyć na pomoc z włożeniem wózka do samochodu, podczas gdy inni przechodzą obojętnie.
Większość obecnych miała za sobą działalność w klubach kultury, pracę na stanowisku radnej lub radnego dzielnicy, czy w zarządzie spółdzielni. Liczą, że wkrótce Nad Dolinką Stanie nowy kultury i nie będą musieli spotykać się w barakach. Choć jedna z osób z nostalgią wspominała te spotkania w surowych warunkach. Tak jak samo jak trudne początki mieszkania na osiedlu. Halina Kasprzak przypominał jako to 34 lata temu, kiedy chodniki nie były jeszcze gotowe, więc do pracy szło się w kaloszach, które na wysokości ul. Wałbrzyskiej zamieniało się na pantofle. A w drugą stronę – odwrotnie.
Przedmiotem dyskusji był również kształt otaczającej zieleni – czy ma być uregulowana, czy zostać się dzikim terenem. Przeważające głosy opowiadały się za dzikim charakterem okolicy. Jeśli ktoś mówił o uregulowaniu zieleni, to ze względu na dzieci. Oświetlona okolica z alejkami (niekoniecznie asfaltowymi) byłaby bardziej prorodzinna, zwłaszcza dla osób z mniejszymi dziećmi, spacerujących z wózkami. Na szczęście w Dolince jest park krajobrazowy i służy jako kanał napowietrzający, więc nie trzeba się obawiać, że ją zabudują. Warto za to, nawet z innych części miasta przyjeżdżać tam na spacery, zwłaszcza przed 11 września, póki w Dolince stoi pawilon M3.
Joanna Erbel