Herbst: Strukturalne ograniczenia partycypacji, czyli dlaczego tak trudno nam uczestniczyć

W latach 2009-2011 Centrum Komunikacji Społecznej zrealizowało w Warszawa projekt Wzmacnianie mechanizmów partycypacji społecznej. Bogaty repertuar środków konsultacji i partycypacji społecznej wykorzystano także m.in. przy opracowaniu Społecznej Strategii Warszawy. W ciągu ostatnich lat radykalnie wzrosła nie tylko liczba przeprowadzanych konsultacji, ale również stosunek władz miasta do nich. Można powiedzieć, że Warszawa jest liderem uspołeczniania. Jednak usprawnienie procesu konsultacji i wprowadzenie nowych metod nie rozwiązało problemów z partycypacją w Warszawie.  Dzieje się tak dlatego, że źródła obserwowanych braków nie leżą w sferze dobrej czy złej woli poszczególnych polityków lokalnych. Ograniczenia, jakim podlega partycypacja społeczna, nie wynikają z przypadku, ale uwarunkowań strukturalnych, odczuwanym na każdym kroku, a którym poświęca się wciąż za mało czasu.[1].

Obecnie mamy okres nasilenia oczekiwań „partycypacyjnych” ze strony społeczności i prób powiększania zakresu uczestnictwa ze strony władz i administracji. Tendencja ta jest inicjowana lub wzmacniana przez wspólnoty międzynarodowe (jak Unia Europejska). Jest to tendencja obejmująca ogromną ilość krajów na wielu kontynentach. Ma szczególnie duże znaczenie w krajach gdzie dziedzictwo nie-demokratycznego sposobu rządzenia, nie zostało do końca przezwyciężone. Uruchamiane są znaczne ilości projektów, w nieskończonej ilości tekstów dotyczących konsultacji i uczestnictwa, znajdujemy mniej więcej podobne wyliczenia warunków powodzenia takich działań.

Zadaniem władz (administracji, samorządu) jest przygotowanie procesu partycypacyjnego, który powinien spełniać kilka warunków. Po pierwsze konsultacje powinny dotyczyć spraw ważnych (kluczowych) dla danej społeczności, a nie takich, które są odbierane jako marginalne, przy pozostawieniu na boku istotnych problemów. Po drugie, uczestnicy i uczestniczki powinni otrzymać odpowiednio wcześnie informację o sprawie i możliwych rozwiązaniach. Po trzecie, władze powinny zaakceptować rezultat konsultacji, nawet jeśli pociągnie to za sobą zmianę terminów realizacji i wzrost kosztów. Po czwarte, należy uznać, że uczestnicy i uczestniczki posiadają różne kompetencje. Po piąte, ważne jest zapewnienie merytorycznego wsparcia dla uczestników i uczestniczek, a często także udział dobrych moderatorów.

Z reguły warunki powyższe nie są spełniane (albo „nie całkowicie spełniane”), co owocuje rozczarowaniami i utratą wiary w możliwość porozumienia. Konsultacje i partycypacje to proces wiecznie początkujący. Ciągle jest jakiś „próbny”, „dobrze zapowiadający się”, przebieg. Brak efektu i brak satysfakcji skutkuje wycofaniem, przekorą – nie-partycypacją,.

 

Czynniki kształtujące partycypację

Na charakter uczestnictwa wpływ mają współczesne mechanizmy miastotwórcze. Dla każdego miasta są one nieco inne. Przede wszystkim jednak, nie są one takie same jak dawniej. Nie zawsze umiemy tę „inność” dobrze opisać. Wobec wielkich miast najczęściej wymienia się czynnik globalizacyjny: zależność rozwoju od odległych i anonimowych centrów kapitału i zarządzania, szybkość zmian o nieoczekiwanym nieraz charakterze i skali; zjawisko metropolizacji; pojawienie się klas nomadycznych specjalistów o wysokich wymaganiach, co do usług, ale słabo przywiązanych do chwilowego miejsca pobytu, podporządkowywanie rozwoju potrzebom bieżącej koniunktury za cenę utraty tożsamości.

Pojawia się globalna kategoria niskopłatnych pracowników obejmująca także imigrantów oraz imigrantki. Powstaje klasa „globalnych aktywistów”. Specyficzne problemy tworzy obywatelstwo imigrantów oraz imigrantek, ludzi innych kultur i tradycji, którzy mogą mieć skrajnie odmienny stosunek do norm obowiązujących w kraju przebywania: od separacji do akceptacji. Następuje wylewanie się miasta poza jego administracyjne granice stwarzając m.in. rozziew miedzy formalnym a mentalnym obywatelstwem.

W ślad za nowymi funkcjami i nowymi użytkownikami i użytkowniczkami; za odmiennościami sposobu życia nowych grup, pojawiają się sytuacje konfliktowe czy różnice interesów. „Przedstawiciele klas metropolitalnych” zamieszkują inne części miasta i kolonizują tereny zewnętrzne. Charakteryzuje ich inna ruchliwość i inne związki z miastem. Mają inny status obywatelski i inne możliwości partycypacji czy wyrażania opinii. W tych warunkach obywatelstwo ma zupełnie inny charakter niż w mieście średniowiecznym czy mieście ery przemysłowej. Dziś mamy znacznie bardziej do czynienia z obecnością mieszkańców bez wpływu i rosnącą obecnością polityków roszczących sobie prawo do miasta, mówi Saskia Sassen[2].

Wyliczenie, oparte na literaturze – takie jak powyższe – nie może zastąpić wiedzy, znajomości czynników i uwarunkowań dla konkretnego miasta i czasu. Zbyt często analizy i diagnozy zastępujemy schematami z podręczników. Nie pozwala to politykom na jasne przedstawienie wyzwań a mieszkańcom/mieszankom, przedsiębiorcom/przedsiębiorczyniom ani urzędnikom/urzędniczkom na świadomy udział w debacie, w której stawką są: tożsamość miasta, satysfakcja i możliwość samorealizacji wspólnoty oraz mieszkańców.

Proponując partycypację zdajemy się nie pamiętać, że miasto jest bytem społecznym ustrukturyzowanym.

Zróżnicowania społeczne i różny kapitał kulturowy łączą się z odmiennymi wyobrażeniami ludzi o tym, czym jest miasto, jakie w nim rządzą reguły gry, jakie wolności i jakie ograniczenia, co się w mieście godzi a co nie godzi. Należy także wspomnieć kulturowe zaplecze tych, którzy kontrolują rozmaite sprawy miasta z pozycji urzędnika, strażnika miejskiego czy policjanta, narzucając swoją („oczywistą”) wizję. Wydaje się, że dostrzeganie zróżnicowań społecznych zeszło na drugi plan wobec fascynacji transformacją rozumianą jako tworzenie czy odtwarzanie klasy średniej czy powstawanie nowego społeczeństwa. O partycypacji mówimy tak, jakby wizja powszechnej zgody na wszystko, co się w mieście dzieje, była w ogóle możliwa.

 

Różne kąty patrzenia: super-lokalny, lokalny, ponadlokalny

Obok stratyfikacji mamy też mieć też do czynienia z różnicami osobowościowymi. Badacze wyborów lokalnych zauważyli, że mieszkańcy niejednakowo orientują się w sprawach swojej okolicy. Ostro rysuje się podział na super-lokalnych i tych, którzy nie dostrzegają lokalności jako wymiaru wyodrębnionego, odmiennego od innych wymiarów ich funkcjonowania. Super-lokalni wiele wiedzą o sąsiadach, od razu zauważają ludzi „nie stąd”, wiedzą, że Pan z przeciwka zmienił pracę. Będą też mieli inny stosunek do partycypacji. Można w tym widzieć różne podejście mieszkańców do zamieszkiwania i zaspokajania potrzeb w mieście albo w „osiedlu”. Może je traktować jako przejawy życia swoistej „małej ojczyzny” z jej specyficznymi sprawami, strukturami i aktywnościami. To wiąże się ze znajomością swojej okolicy, jej spraw i ludzi. Z bliskością z nimi. Albo jako dziedziny usług (bytowych, komunalnych), za które się płaci i oczekuje dobrego wykonania. To prowadzi do umacniania stosunków rzeczowych, przenosząc znaczną część życia społecznego do sieci eksterytorialnych (w uproszczeniu).

Warto wspomnieć też o lokalizmie. Zwolennicy tej orientacji, właściwie od początku ery przemysłowej, w zmieniających się formach przeciwstawiają się tendencji do „wielkoskalowości” (m.in. osadnictwa, organizacji produkcji, masowości i standaryzacji produktów).

Ważne są także ogólniejsze postawy Polaków. Diagnozy społeczne wskazują na ogólną postawę negatywizmu, brak wiary, „że to coś da”. Doświadczenia umacniają w nas przekonania o nieskuteczności partycypacji, a nawet o „siłach” przeciwdziałających.

Wreszcie trzeba wskazać na niedobór kompetencji. Jak i „z czego” żyje miasto?. Wiedzy o samorządzie i sprawach, którymi się zajmuje. Brak wiedzy „obywatelskiej” powoduje, że nie jesteśmy w stanie prawidłowo adresować naszych odczuć ani potrzeb. Tymczasem istniejące programy edukacji obywatelskiej podejmują problemy raczej globalne (np. wrażliwość ekologiczna) pomijając bliższe ciału zagadnienia na uboczu.

 

Czy partycypacja może być powszechna?

Na ile więc powinniśmy zakładać, że partycypacja będzie procesem powszechnym i skutecznym? Promując partycypację trzeba się też odnieść do reprezentacji potrzeb i poglądów osób, które nie mogą lub nie chcą uczestniczyć.

Nie można jednak pomijać podstawowego mechanizmu nie-partycypacji jakim jest zła organizacja. Osoby „nieuczestniczące” mogą mieć różne motywacje. Część z nich chciałaby wziąć udział, ale nie została dość dobrze poinformowana o możliwościach wypowiedzenia się. Inni nie wierzą w skuteczność partycypacji (w moc sprawczą, rzetelność czy dobre intencje „drugiej strony”). Istnieje również grupa, która  nie posiada odpowiednich kompetencji, aby skutecznie uczestniczyć i nie uzyskuje dostatecznego wsparcia merytorycznego.  Nawet w wypadku prób uczestniczenia, prowadzi to raczej do frustracji niż do porozumienia.

 

Partycypacja a konstrukcja samorządu terytorialnego

Współczesny stan partycypacji jest owocem gry toczącej się między zmieniającymi się systemami rządzenia i zarządzania miastami, ruchami reformatorskimi systemu władzy i administracji publicznej, a różnego rodzaju „interesariuszami” i ruchami miejskimi.  Już w latach 70tych podejmowano w wielu krajach wysiłek zmiany roli i zasad działania administracji. Ich istotą było odchodzenie od paradygmatu „unresponsive beaurocracy”, (bezpośrednio) wykonującej zadania, słabo zorientowanej na osiągnie szerszego celu czy efektywność działania; słabo reagującej na pojawiające się nowe problemy, potrzeby czy wyzwania. Toczące się reformy administracji publicznej[3] obejmowały wprowadzanie doświadczeń sektorów gospodarki (powierzanie zadań, przetargi) poprawiających sprawność dostarczania usług i wzmacniających pozycję konsumenta. Wykorzystywano nowoczesne techniki zarządzania i reguły działania sektora prywatnego (New Public Mangement). Później podjęto kroki ku demokratyzacji zarządzania (governance – koniec lat 90tych) a wreszcie ku realizacji zadań publicznych na zasadzie partnerstwa miedzy różnymi (publicznymi i niepublicznymi, gospodarczymi i niekomercyjnymi) aktorami. Zmiany myślenia ilustrują hasła i tytuły publikacji owego czasu: “Steering not rowing”; “Serving, Not Steering”; czy „Governing goes Governance”[4].

Polska tylko w niewielkim stopniu uczestniczy w toczącym się na „starym Zachodzie”, nurcie dyskusji i przemian administracji publicznej trwającym od około 40 lat[5]. W jego trakcie doszło do odrzucenia formuły bezpośredniego wykonywania przez administrację zadań określonych co do sposobu i zakresu przez prawo, jako mało uwzględniającej specyfikę konkretnych przypadków i nieefektywnej. „Nowoczesna administracja” oznacza dziś sposób zorganizowania nastawiony na priorytet wartości i osiągania efektów nad procesami regulowanymi przez prawo. Współwystępujące w czasie w różnych proporcjach tendencje zmian obejmują: orientację na rynek i konsumenta,  swobodny dobór efektywnej i zorientowanej na cel formy dostarczenia usług i metody zarządzania zapożyczone z gospodarki, nastawione na efekty (New Public Management) – NPM i „contracting out”; demokratyczne zarządzanie, („Governance” – „współrządzenie”) partycypacja w podejmowaniu decyzji i kontrola społeczna nad dostarczaniem usług oraz partnerstwo w definiowaniu i realizacji zadań publicznych, w tym Ekonomia Społeczna, PPP i inne.

W konsekwencji, przemianom ulega algorytm działania administracji publicznej. Zamiast „władania” pojawia się ogólne (celowe i pro-efektywnościowe) sterowanie dostarczaniem usług. Ponadto zachowana zostaje odpowiedzialność za poziom i jakość usług. Oraz dostarczanie usług staje się domeną gospodarki i sektora non-profit. Odchodzi się również od organizowania „specjalnej” publicznej infrastruktury, równoległej do otwartych struktur (rynkowych i non-profit).

Obecna postać samorządu terytorialnego w Polsce jest efektem głębokiej zmiany w 1990 roku. Wraz z wyborami samorządowymi wdrożono wówczas działający do dziś system[6]. J. Regulski – jeden z twórców reformy, określił jako jej główny cel, przełamanie pięciu monopoli państwa socjalistycznego: politycznego monopolu Partii, monopolu “jednolitej władzy państwowej”; monopolu własności państwowej; monopolu budżetu państwa i monopolu administracji państwowej[7]. Przedmiotami troski reformator ów były demokratyzacja i samorządność, co oznaczało: wpływ obywateli poprzez wybory i referenda, gestię samorządu nad zasobami (wpływy, wydatki, majątek własny samorządu) oraz zapewnienie fachowej obsługi przez „wynajętych” managerów i urzędników[8].

Charakter obywatelstwa ani charakter administracji nie były wtedy przedmiotem refleksji reformatorów.

Reforma samorządowa dała początek wielkiemu sporowi o charakterze konstytucyjnym (czy „cywilizacyjnym” jak nazywa go M. Kulesza. Spór ten, a właściwie sprzeczność poglądów uważam za jedno z głównych źródeł umiarkowanego sukcesu partycypacji i form partnerstwa w relacjach samorząd – obywatele.

 

Samorząd czyli wszyscy obywatele i obywatelki

Konstytucyjna ustawa o samorządzie terytorialnym[9] stwierdza, że samorząd to wszyscy obywatele danego terytorium. W ich interesie i imieniu działa organ władzy[10] Do zakresu działania gminy należą wszystkie sprawy publiczne o znaczeniu lokalnym, nie zastrzeżone ustawami na rzecz innych podmiotów. Jeżeli ustawy nie stanowią inaczej, rozstrzyganie w sprawach, o których mowa powyżej, należy do gminy[11]. Są to przepisy, zgodnie z intencją reformy, zapewniające szeroką autonomię i swobodę działania ( i inicjatywy).

Z drugiej jednak strony norma konstytucyjna stanowi, że organ władzy publicznej ma obowiązek działać na podstawie i w granicach prawa[12]. Oznacza to możność podejmowania tylko takich rozstrzygnięć i działań, które są przez prawo wyraźnie dozwolone lub nakazane, wszystko inne jest zakazane. Zasada legalizmu jest często interpretowana skrajnie przez organy kontrolne (RIO, NIK, niejednokrotnie także wojewodów). W efekcie, zamiast ustaw rangi konstytucyjnej, regulatorem działań samorządu stają się akty prawne niskiej rangi: ustawy kompetencyjne, ustalające sposób dysponowania budżetem, przypisujące poszczególnym jednostkom określone zadania. Ogranicza to autonomię samorządu i zawęża pole sensownego dialogu społecznego i partycypacji. Skoro bowiem działania, często wybór rozwiązań, zostały określone prawem, to nie może ich zmienić wynik debaty publicznej, tylko Ustawa.

 

Sprzeczności systemu

Jest to sprzeczność wynikająca z połączenia w jedną całość elementów różnych systemów prawodawstwa: jednego nastawionego na wykonywanie prawa i drugiego nastawionego na realizację celów (w tym wypadku społeczności lokalnych), w sposób zgodny z obowiązującym prawem[13]. Skutki dają się opisać w kategoriach patologii organizacyjnej. Na przykład, zamiast zajmować się problemami mieszkaniowymi i zaspokojeniem potrzeb w tej dziedzinie, miasto zaczyna ograniczać się do zarządzania komunalną substancją mieszkaniową. Dochodzi do tego, że coraz częściej cele mieszkańców ulokowane są poza wykonalnym dla władzy obszarem partycypacji.

Postawa legalistyczna silnie współgra z tendencją do realizacji anachronicznego modelu administracji publicznej. Kompasem tego modelu było prawo, określające co i jak ma być zrobione, stosowane literalnie, bez względu na koszt, sprawność a nawet ostateczny skutek działania. Zgodnie z logiką paradygmatu, administracja koncentruje się raczej na dystrybucji skończonej ilości dóbr i świadczeń, niż na osiąganiu przyszłych celów. Do tego zadania potrzeba głównie menagerów – ludzi zdolnych do zaplanowania działań i wykonania ich zgodnie z obowiązującymi regułami. Tak działający samorząd niekoniecznie potrzebuje liderów.

Zarządzanie sprawami publicznymi jest w tej logice grą wymagającą dyskrecji.

Partycypacja zakłóca sprawne wykonywanie zadań, stawia wyzwania niemieszczące się w paradygmacie i obnaża popełnione błędy. Pragmatycznym posunięciem jest więc limitowanie dostępu do informacji publicznej i ograniczanie partycypacyji, która przeobraża się w rytualny performance władzy. „Oczywistościowe” potraktowanie roli administracji jako służebnej wobec celów reformy samorządowej, pozwoliło nie dostrzec konsekwencji autonomizacji korpusu urzędniczego.

Szczegółowe uregulowania powodują narastanie ilości aktów prawnych. W dyskusjach podnosi się, że w porównaniu z sytuacją przedwojenną, ilość stron prawa dotyczącego niektórych dziedzin działania samorządów, wzrosła ponad dziesięciokrotnie. Powstał nawet zespół uczonych zajmujących się liczeniem kosztów prawodawstwa.

 

Opłaca się nie ryzykować

W sytuacji takiego skomplikowania prawa i wysokiego zagrożenia skutkami kontroli, priorytetem staje się bezpieczeństwo i minimalizacja ryzyka. Słabnie pozycja liderów („elected officials”), którzy pracując w samorządzie jedną czy dwie kadencje, nie maja szans opanować całej gmatwaniny i w coraz większym stopniu uzależniają się od urzędników – profesjonalnych menagerów, pracujących w samorządzie dziesięć albo dwadzieścia lat. Tylko oni są w stanie zasłonić plecy jednokadencyjnego burmistrza i wskazać mu bezpieczną ścieżkę. Administracja publiczna zaczyna więc odsuwać się od kierunku „governance”; wzmacniając pozycję menagerów, zostawiając coraz mniej miejsca dla liderów.

Odwołując się do przedstawienia urzędu jako piramidy organizacyjnej, możemy mówić o zrywaniu ciągłości pomiędzy jej liderskim wierzchołkiem a jej poziomami: managerskim i pracowniczym. Równocześnie umacnia się tendencja do osłabiania komunikacji czy koordynacji pomiędzy różnymi pionami (branżami) administracji. Wskutek tego coraz trudniejsze staje się dyskutowanie i rozwiązywanie problemów wykraczających poza zakres działania danej jednostki organizacyjnej czy pionu. W relacjach osób zaangażowanych w minionym dwudziestoleciu w rozmaite projekty reform sektora publicznego, można znaleźć informacje o desperackiej obronie menagerów (dyrektorów) przed zmianami.

Powstaje klimat patologii organizacyjnej z takimi „chorobami” jak organizacyjna schizofrenia czy rozdwojenie jaźni[14]. Łatwo wyobrazić sobie sytuację wrażliwego urzędnika, który postawiony wobec „prawnej niemożności” rozwiązania widocznego problemu, reaguje w jeden ze sposobów opisanych kiedyś przez Festingera jako reakcja na dysonans poznawczy.

 

Sfera publiczna a partycypacja

Idea partycypacji i związane z nią oczekiwania są trudne do wyobrażenia i zrealizowania w oderwaniu od wizji sfery publicznej Jej ironiczną reprezentację stanowi dla mnie scena balu u Senatora w Dziadach. Odbywa się na gruncie prywatnym. Nie jest to jednak spotkanie ludzi równych ani przyjaciół. Nie jest też przyjemnością. Uczestnicy stawili się, ponieważ rozumieją konieczność komunikacji miedzy różnymi światami. Opisując rzeczywistość językiem sektorów (gospodarki, administracji, obywatelskiego), gdzie podkreśla się ich odmienność i odrębności (społeczeństwo obywatelskie funkcjonuje poza światem władzy i korporacji), wywołujemy potrzebę przestrzeni komunikacji i wspólnych wartości[15].

Rheingold wymienia jako jedną z cech konstytuujących sferę publiczną, „uczestnictwo poza zewnętrznymi rolami instytucjonalnymi, często na granicy nieposłuszeństwa obywatelskiego. (artykulacja interesów i wartości indywidualnych i grupowych, nieurzędowych). Oczekiwania lojalności mogą ograniczać uczestnictwo urzędników w sferze publicznej.

Warto zauważyć, że idea społeczeństwa obywatelskiego i różne jej odmiany (powszechna samorządność, społeczeństwo alternatywne), rodziła się w latach 1980 – 1989 odrębnie od koncepcji samorządu terytorialnego. Jakość obywatelstwa zdawała się potwierdzona przez zwycięsko zakończone dziesięciolecie stanu wojennego. Czytając dawniejsze lub słuchając obecnych, częstych ze względu na obchodzone niedawno 20 lecie reformy, wypowiedzi jej twórców, odnosi się wrażenie, że odwoływali się do nie bardzo jasnego konglomeratu cech obywatela. Dzisiejsze spory o republikański albo liberalny wzorzec obywatelstwa dotyczą także różnych zakresów i różnej intensywności partycypacji.

„Twórcy idei, przed 1989 rokiem, świadomie ograniczali zakres działań społeczeństwa obywatelskiego do kultury, etyki, idei solidaryzmu społecznego, nie potrzebując żadnej infrastruktury ekonomicznej”. Nie uwzględniano problemu sprzeczności interesów klasowych i konfliktów ekonomicznych. Społeczeństwo obywatelskie postrzegano jako jednolitą aksjologicznie całość, pisze z kolei Weryński[16].

Prawo podatkowe, Ustawa o fundacjach i stowarzyszeniach, Ustawa o działalności Pożytku Publicznego i wiele innych rozstrzygnięć wskazuje jasno, że preferowanym i promowanym przywilejami podatkowymi, rodzajem działalności obywatelskiej jest realizacja zadań publicznych. Oczywiście, nie jest to w żadnej mierze naganne. Niemniej wskazuje na tendencję kształtowania sektora organizacji pozarządowych jako subkontraktora administracji publicznej. Organizacje pozarządowe to dziś w dużej mierze „industry”, branża, a może nawet ukryte departamenty administracji. Nietrudno wskazać tu przykłady klientelizmu. W tej sytuacji częstokroć źle działają preferowane i zinstytucjonalizowane formy dialogu – takie jak Komisje Dialogu Społecznego.

 

Co dalej?

Nie próbując nikogo zniechęcać do pisania nowych poradników, szkoleń i projektów promujących, uważam, że należy skupić się na zasadniczych – strukturalnych barierach partycypacji.

Po pierwsze, otwarcie dostępu do informacji publicznej. Dotychczas prawo dostępu interpretowane jest najczęściej jako prawo do informacji przetworzonej (opracowanej) przez administrację. Mamy do czynienia z reglamentowaniem, handlem informacja a także z jej utajnianiem. 5 lipca 2011 Rada Ministrów przyjęła projekt nowelizacji ustawy o dostępie do informacji publicznej. Można mieć nadzieję, że otworzy on dostęp do danych nieprzetworzonych, dając możliwość prowadzenia niezależnych dociekań i analiz.

Po drugie, zapewnienie profesjonalnego wsparcia, zarówno działaniom skierowanym na opracowywanie informacji jak i obywatelskiej dyskusja nad projektami (inwestycyjnymi, urbanistycznymi i innymi). Umożliwi to równość stron w dyskusji i rozpatrywanie rozwiązań alternatywnych. Dotychczasowe próby tworzenia takich ośrodków (np. projekt Moja Polis) można najwyżej uznać za fragmentaryczne i pilotażowe.

Po trzecie, należy położyć nacisk aby przygotowanie obywateli do partycypacji odbywało się w ramach edukacji obywatelskiej a nie poprzez doraźne akcje czy jednorazowe projekty. Równolegle należy rozwijać laboratoria praktyk: ruch aktywności lokalnych, inicjatyw kulturalnych i aktywności grup społecznych. Potrzebne jest rozwijanie infrastruktury komunikacji lokalnej. Gazetki lokalne są zbyt słabym wsparciem dla debata dotyczącej mojego osiedla, małej ojczyzny, miejsca zamieszkania. Należy podjąć starania o rozwój lokalnych węzłów sieci internetowych – z odpowiednim wsparciem animatorskim (ważniejszym niż wsparcie sprzętowe).

Spełnienie tych warunków jest koniecznym krokiem do stworzenia warunków do szerokiej partycypacji.

 

 

dr Krzysztof Herbst (ur. 1943) ma ponad czterdziestoletnie doświadczenie pracy w zawodzie urbanisty, zwieńczone opublikowaniem pracy doktorskiej (na temat społecznych problemów planowania przestrzennego. Kierował i brał udział w budowaniu programów rozwoju regionalnego i lokalnego oraz animowaniu aktywności społeczności lokalnych. Zaangażowany w reformę administracji samorządowej był liderem inicjatyw mających na celu rozwój obszarów zdegradowanych. Był koordynatorem opracowania przyjętej niedawno Strategii Społecznej Warszawy.

Jego doświadczenie zawodowe obejmuje animowanie aktywności społeczności lokalnych oraz inicjatyw, przeciwdziałania bezrobociu, tworzenia miejsc pracy, restrukturyzacji służb socjalnych, kontraktów z sektorem prywatnym i organizacjami pozarządowymi. Szereg publikacji związanych jest z europejskimi rozwiązaniami zagadnień rewitalizacji, społecznych problemów planowania i przekształcania miast (w tym starych ośrodków przemysłowych). Ma duże doświadczenie praktyczne jako szkoleniowiec i wykładowca, jestem twórcą programów szkoleniowych dla projektów i programów społecznych, integracyjnych i adresowanych do grup wykluczonych.

 


[1] Dlatego także pomijamy tu kwestię wielości rodzajów partycypacji i tego, które z ich są wdrażane a które pomijane w obecnych programach demokratyzacyjnych.

[2] “In a world of increasing uncertainty and slacker social bonds, strengthening the culture of metropolitan governance can be instrumental in creating a “feeling of belonging” in the metropolitan area and shaping a new collective identity. Crucial to success will be the ability of government to adapt, use and promote the use of new technologies in ways which benefit the whole of society and not just the “super-connected” elites. ”Cities for Citizens; Improving Metropolitan Governance; OECD, 2001.

 

[3] Por np. The Oxford Handbook of Public Management; ed: Ewan Ferlie, Laurence E. Lynn, JR and Christopher Pollit; Oxford University Press 2007 lub Hambleton R.(2001), The New City Menagement, w: Hambleton, Savith, Steward, Globalism and local democracy, London: Palgrave

[4] Steering not rowing: Co-ordination and control in the management of public services in Britain and Germany; John Barlow, Manfred Rober; International Journal of Public Sector Management Year: 1996 Vol. 9 Issue: 5/6 Page: 73 – 89: MCB UP Ltd oraz The New Public Service: Serving, Not Steering; Janet Vinzant Denhardt; M.E. Sharpe, 2002

[5] Interesująca z tego punktu widzenia jest wizyta na stronach MSWiA, lektura programu „Sprawne Państwo” czy zapoznanie się z materiałami wytwarzanymi przez związki samorządowe. Widać wyraźnie, że myślenie reformatorskie nie wykracza tam poza „New Public Management”. „Jesteśmy ślepi jak kret. Polska jest jedynym dużym krajem europejskim, którego rząd nie ma komórki zajmującej się standaryzacją, oceną i modernizacją całej administracji.( M. Kulesza: „Najsilniejsi zaoszczędzą najmniej„ Rozmawiała Renata Grochal

Gazeta Wyborcza nr 178, wydanie z dnia 31/07/2009 Kraj, str. 6)

[6] Późniejsze zmiany nie miały zasadniczego charakteru.

[7] Regulski J. (1997) “Samorząd w budowie” [w:] P. Swianiewicz (ed.) Wartości podstawowe samorządu terytorialnego i demokracji lokalnej, Municipium, Warszawa.

[8] Obywatele wybierają Radę a ta „wynajmuje” fachowego menagera – burmistrza.

Manager czy lider? Modyfikacja – wybór „Mera” – lidera społeczności , w wyborach bezpośrednich, dotyczy większych miast. Została ona wprowadzona znacznie później.

[9] Por. Regulski 1997 a także: Reforma samorządowa 2000, Sochacka, Kraśko 1996.

[10] Art. 16 Konstytucji RP: 1. Ogół mieszkańców jednostek zasadniczego podziału terytorialnego stanowi z mocy prawa wspólnotę samorządową. 2. Samorząd terytorialny uczestniczy w sprawowaniu władzy publicznej. Przysługującą mu w ramach ustaw istotną część zadań publicznych samorząd wykonuje w imieniu własnym i na własną odpowiedzialność.

[11] Art.6.1 Ustawy o Samorządzie Gminy

[12] art. 7 Konstytucji: „Organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa.”

[13] Argumentacja zaczerpnięta z wystąpienia prof. M. Kuleszy.

[14] Terminy zapożyczone z materiałów szkoleniowych Agnieszki Dąbrowskiej, Agaty Herej i Marty Jancewicz

[15] O urzędnikach widzących spawy szerzej niż granice własnego ministerstwa mówi się „państwowiec”

[16] Piotr Weryński; Wzory uczestnictwa obywatelskiego Polaków; Wyd IFiS PAN 2010

Post a comment.